w skrócie
autobiografia
wywiady
artykuły
przemówienia
o filmach
Still Reading Khan
mapa wspomnień
co lubi SRK ?
nagrody
inni o SRK
|
Potęga Khana
Stardust - dodatek "Icon" do wydania z kwietnia 2010
Tytuł oryginalny: "The Might of Khan"
Autor: Joginder Tuteja
Od roku 1992 (kiedy to zagrał w swoim kinowym debiucie „Deewana”)
do lutego 2010 (kiedy pokazał nam „My Name Is Khan”), Shah
Rukh Khan zdominował box-office dzięki swojej imponującej
liście wyników sprzedaży w kasach biletowych. Jego budząca
respekt wspinaczka do super gwiazdorstwa wyróżnia go spośród
rówieśników. Nawet jego porażki były o wiele bardziej
dyskutowane niż hity niektórych z jego kolegów. To jest siła
i oddziaływanie Shah Rukha Khana przy okienku kasowym. Jego
rosnącą lawinowo narodową i międzynarodową popularność można
przeanalizowana poprzez cztery fazy jego kariery –
1992-1995, 1996-2000, 2001-2005 i 2006-2010. Widać jak na
dłoni, że podczas gdy wielkość jego najbardziej popularnych
filmów wzrastała wraz z upływem czasu, to rozczarowań było
niewiele i rzadko rozsianych.
1992-1995
Shah Rukh pojawił się w momencie, kiedy wykreowanie własnej
niszy było największym wyzwaniem dla każdego aktora. Nie
było jeszcze multipleksów, telewizja kablowa raczkowała, a
filmy pokazywano za darmo. Królowały filmy akcji, z ich
największymi gwiazdami, Sunnym Deolem i Sanjayem Duttem, a
kariera aktorów w stylu Akshaya Kumara i Ajaya Devgana od
razu ruszała do przodu. Dwaj inni Khanowie – Aamir i Salman
– wystartowali znakomicie jako bohaterowie romantyczni i już
byli mocno osadzeni na tym małym rynku, jaki wtedy istniał.
Shah Rukh pojawił się z tak niekonwencjonalnym wyglądem, jak
tylko można sobie wyobrazić.
To właśnie wtedy postanowił zrobić coś, czego nie zrobił
żaden aktor przed nim. Zaczął jako bohater romantyczny („Deewana”),
żeby dać się poznać, dodał trochę szarości w następnej
premierze („Raju Ban Gaya Gentleman”), zebrał garść pochwał
od krytyki, zagrał stosunkowo małe, ale ważne role („Dil
Ashna Hai” i „King Uncle”) i znienacka uderzył mocno i z
wielką pasją w dwóch następujących po sobie premierach - „Baazigar”
i „Darr.” Zadziwił wszystkich, nawet bliskich Shah Rukhowi
Khanowi. Nikt nie spodziewał się po nim, że zrzuci
dziewczynę z tarasu, nikt nie spodziewał się, że z takim
zapałem zagra szaleńca, że okrzyk „Kkkk... Kiran” stanie się
jednym z najczęściej cytowanych (i kopiowanych) filmowych
zdań przez niemal już dwie dekady.
Sukces kasowy pojawił się w wielkim stylu i choć jego „Anjaam”
czekał zimny prysznic (pojawił się po prostu za szybko po
wcześniej wymienionych negatywnych rolach), Shah Rukh nie
przestawał eksperymentować. Zdecydował się na
surrealistyczny „Oh Darling, Yeh Hai India” i choć można się
zastanawiać, czy w dzisiejszych czasach (i w nieco lepszym
wykonaniu) ten ciekawy temat spotkałby się z lepszym
przyjęciem, pozostaje faktem, że była to jedna z
największych porażek komercyjnych aktora. „Guddu” przeszedł
kompletnie nie zauważony, pierwsze w historii magnum opus, „Trimurti,”
zgasło zaraz po imponującym otwarciu, ale on sam już
szykował się do większej niespodzianki. A tą niespodzianką
był „Dilwale Dulhania Le Jayenge,”film, który zmienił cały
sposób funkcjonowania Bollywood.
Nic dziwnego, że ile razy w historii kina indyjskiego będzie
się definiować jakąkolwiek fazę zysków ze sprzedaży, trzeba
będzie określać,to jako faza przed-DDLJ lub po DDLJ. 750
tygodni- i nadal - wyświetlania, to bezdyskusyjny wyczyn, a
choć choć na temat „finansowania” jego wyświetlania w w
jedynym kinie w Mumbaju, nie można zaprzeczyć, że dopiero
pojawienie się „3 Idiots,” który stał się dobrą konkurencja,
DDLJ był ukochanym filmem milionów przez ostatnich 15 lat.
W międzyczasie było kilka nieistotnych premier, jak „Zaamana
Deewana”(który miał praktycznie zerowa reklamę i minął bez
echa). Jednak Shah Rukh już pokazał, że stoi obiema nogami
na szczycie, dzięki blockbusterom jak „Karan Arjun”, który
nie tylko przełamał dwuletni rekord „Khalnayak” (który dotąd
szczycił się największym otwarciem w historii), ale także
utrzymał ten rekord przez cały rok, aż jego własny „Trimurti”
dokonał tego samego wyczynu i cieszył się prowadzeniem przez
okrągły rok.
W ciągu czterech lat od pojawienia się na ekranach, Shah
Rukh Khan wspiął się na największe wyżyny, a następnych
latach czekało go przekroczenie kolejnych granic.
1996-2000
Etap ten zaczął się od okresu chwilowego oczekiwania,
podczas którego nakręcił on kilka swoich mniejszych filmów.
„Chaahat” i „Army” nie przepadły w box-office, ale też żaden
nigdy nie był materiałem na blockbuster. Jednakże
oczekiwania w stosunku do Shah Rukha Khana wzrosły tak
bardzo, że nie mogło zaspokoić ich nic, tylko film
przynoszący olśniewające zyski. Rozczarowania, jak „English
Babu Desi Mem” nie raniły go zbyt mocno, bo zawsze miał w
odwodzie jakiś „Yes Boss,” który mu je rekompensował.
Jednakże, jego bohater „Raj” stał się legendą tak wielką, że
mógł jej dorównać (jeśli nie przewyższyć) jego „Rahul.”
Filmem był „Dil To Pagal Hai,” firmą producencką – Yash Raj
Films, a gatunkiem – romans. Tak, pracował w komediach („Baadshah,”
”Duplicate”) i filmach akcji („Koyla”), ale magia słodkich
słówek jak „...aur pass” szeptanego do ucha Madhuri Dixit
była taka, że potęgi mieszanki Raja/Rahula nie można było
zignorować.
Film był ogromnym sukcesem, ale również wywołał krytyczne
opinie, objawiające się w często powtarzanym zdaniu – 'Shah
Rukh jest dobry tylko kiedy gra Raja/Rahula.' Stało się ono
obiegową opinią nawet wtedy, kiedy on spróbował w „Dil Se”
czegoś kompletnie innego. Dziś robi się na pęczki filmów o
terroryzmie, ale to były czasy historii miłosnych i
bezmyślnych komedii. On jednak zdecydował się skoczyć na
głęboką wodę i choć film przepadł w box-office, on sam
wybronił się i zebrał pochwały za swoje aktorstwo. Grając
tym razem zwykłego, przeciętnego człowieka, Amarkantha Vermę,
pokazał jasno i wyraźnie, że kiedy da mu się odpowiedni
materiał, potrafi udźwignąć każdą rolę. Inny jego
eksperyment, „Phir Bhi Dil Hai Hindustani,” również spalił
na panewce, ale kiedy trzeba było zadbać o stronę
komercyjną, Shah Rukh bardzo mądrze dał sobie radę dzięki
masalowemu filmowi rozrywkowemu, „Josh.”
Mniej więcej w tym czasie, Shah Rukh zaczął także
konsekwentnie zaznaczać swa obecność na rynkach
zagranicznych, a tendencja ta stała się widoczna po wielkim
sukcesie „Pardes.” W międzyczasie głębiej wszedł w obóz
Choprów wraz z filmem „Mohabbatein.” Rola w nim była
niemałym wyzwaniem dla młodego mężczyzny, który zgodził się
założyć okulary, przez większość czasu obyć się bez
partnerki, a zamiast tego zostać nauczycielem trzech młodych
chłopaków – Udaya Chopry, Jimmy'ego Sheirgilla i Jugala
Hansraja. Choć oponenci nie zaprzestali krytyki roli, za to,
że była podobna do postaci innych bohaterów romantycznych,
których dotąd zagrał, to jednak „Raj Aryan Malhotra” różnił
się szczegółami od konwencjonalnego bollywoodzkiego
gwiazdora romantycznego.
Nie zważając na niektóre głosy krytyczne i posuwając się do
przodu pod kątem popularności i sukcesów box-office, Shah
Rukh sformował nową „jodi,” z Karanem Joharem, w „Kuch Kuch
Hota Hai.” Film był kamieniem milowym w jego karierze, jako
że stał się blockbusterem na całym świecie. Nie zawahał się
zagrać po raz kolejny Rahula, w pierwszej części w modnych
designerskich ciuchach chłopaka z college'u, w drugiej w
trzyczęściowych eleganckich garniturach ojca ośmioletniej
dziewczynki. I od tego miejsca zaczęła się podróż, która
zmieniła Shah Rukha Khana z po prostu jeszcze jednego super
gwiazdora w ikonę, która w ciągu nadchodzącej dekady miała
zdominować Bollywod.
2001-2005
W roku 2001 rozpoczął się w jego karierze złoty okres, który
rozciągnął się na długie lata. Oczywiście, nie obyło się bez
kilku faux pas na początku, wraz porażkami – jedna po
drugiej - „One 2 Ka 4” i „Asoką.” Nikt nie był przygotowany
na oglądanie go w podobnych filmach akcji, a jego marzenie i
założeniu liczącej się firmy producenckiej także spaliło na
panewce. Cały rok minął bez choćby jednego sukcesu, ale oto
już na horyzoncie zbierał się huragan. Filmem był „Kabhi
Khushi Kabhie Gham,” który połączył go po raz kolejny po
KKHH z Karanem Joharem i Kajol. Słusznie oceniony jako
największy wielogwiazdorski film wszech czasów, skoro na
ekranie pojawiali się jednocześnie Amitabh Bachchan, Hrithik
Roshana, Kajol i Kareena Kapoor, film na całym świecie
zniweczył wszelkie dotychczasowe rekordy finansowe filmów
hindi.
K3G był długodystansowym hitem, startując z wręcz
niewyobrażalnym wynikiem i przez parę lat pozostając na
topie, aż nowe rekordy ustanowił w Indiach Shah Rukhowy film
własnej produkcji, „Main Hoon Naa.” Tak, w K3G znów grał
Rahula, ale film był raczej historią ojca i syna, niż sagą o
bohaterze i jego heroinie. Pozaekranowa rywalizacja między
Shah Rukhiem a Amitahbem zaczęła już zajmować miejsca w
nagłówkach, ale na ekranie stanowili czystą mieszankę
wybuchową. Dla aktora nie było już oglądania się za siebie,
bo zaraz potem pojawił się „Devdas,” który mimo ogromnych
kosztów produkcji okazał się wielkim sukcesem. „Kal Ho Naa
Ho” nadał nowy kierunek filmom kręconym dla multipleksów,
ale również w innych kinach sprzedawał się świetnie. „Chalte
Chalte” było – jak chodzi o koszty – jednym z mniejszych
filmów w repertuarze Shah Rukha, ale również sporym
sukcesem. W międzyczasie odbyła się premiera mało znaczącego
filmu (który kiedyś opóźniono i utknął na półce), „Yeh Lamhe
Judaai Ke;” na szczęście nikt nie zauważył jego obecności
(lub jej braku).
Rekordy były nadal ustanawiane i łamane w nieubłaganym
rytmie. Shah Rukh zrobił bezpieczny ruch swoją kolejną
produkcją własną, „Main Hoon Na,” wiążąc się z debiutującą w
roli reżyserki Farah Khan, i głosząc bez żenady, że
powracają filmy „masala.” Film miał rekord otwarcia równy
trzęsieniu ziemi, i utrzymał go przez następne dwa lata, do
pojawienia się kolejnego filmu aktora, „Veer Zaara,” który
go złamał. W filmie tym, przez połowę jego długości, Shah
Rukh gra starego człowieka.
Pod ostrzałem krytyki znalazł się jego portret Mohana
Bhargava w „Swades.” Film zaszokował dystrybucję zaledwie
letnim przyjęciem. Otrzymał różne recenzje, niektóre
otwarcie zjadliwe. Film został także odrzucony przez
publiczność, co brzmi dość ironicznie, zważywszy, że
pomiędzy rzeszami widzów uważany jest za kultowy i zawsze
cieszył się ogromną popularnością w telewizji satelitarnej i
w wypożyczalniach, co dodaje dodatkowego smaczku
tajemniczości jego kinowej porażki, podczas gdy opóźniony o
5 lat „Hum Tumhare Hai Sanam” nadal można uważać za sukces.
2006-2010
Bez względu na wszystko, Shah Rukh nie zaprzestał
eksperymentów. Na każdego „Dona-The Chase Begins Again”
podpisywał kontrakt na „”Chak De India!”Na każde „Om Shanti
Om,” kręcił „My Name Is Khan.” „Don,” pomimo oczywistego
ryzyka porównań z filmem akcji Amitabha Bachchana z 1970
roku, zebrał mieszane recenzje, za to widzowie hurmem
ruszyli do kin. Fala była tak wielka, że w wyniku zderzenia
premier całkowicie zmiotła „Jaan-E-Mann,” czego jego twórca,
Sajid Nadidwala, żałuje pod dziś dzień. Podwójna przewrotka
w finale filmu zostawiła widzów po seansie z opadniętymi
szczękami, a film był tak popularny, że natychmiast
ogłoszono kręcenie sequela. Ale pod prawdziwym ostrzałem
krytyki, przynajmniej wśród widzów indyjskich, znalazł się „Kabhi
Alvida Naa Kehna.” Przyczyna była prosta – niezbyt wielu
chciało wyciągać szkielety z szafy, a ponieważ film brał na
warsztat wyzwania monogamii, widzowie bali się „ryzyka”
oglądania go w towarzystwie swoich drugich polówek. Film
zarobił krocie na rynkach zagranicznych, a w Indiach także
stał się przyzwoitym sukcesem. Jednak wciąż trzeba było
czekać na wielkie pieniądze, które pojawiły się wraz z „Chak
De India!” i po raz kolejny zszokowały branżę.
To był film o hokeju, z 15 obcymi, nieznanymi dziewczynami,
właściwie bez piosenek, jego reżyser nakręcił wcześniej
ponury i mroczny „Ab Tak Chappan,” a w dodatku film prawie
nie miał reklamy. Jak więc należało się spodziewać, „Chak De
India!” na otwarciu spotkał się ze zniechęcającym
przyjęciem. W piątkowy poranek przywitały go pustawe kina i
wydawało się, że dla Shah Rukha Khana powtórzy on los „Swades.”
I wtedy zdarzył się cud. W czasie, kiedy dobiegał końca
weekend otwarcia, „Chak De India!” już został okrzyknięty
klasykiem dzisiejszej doby. Kabir Khan na zawsze (no,
prawie) zastąpił Raja/Rahula. Sukces filmu stał się
ewenementem, jednym głosem omawiano powszechnie objawienie
się nowego Shah Rukha Khana i wreszcie można było odetchnąć
od odwiecznego „wszystko, co potrafi, to powtarzać sam
siebie!”
Teraz można się było spodziewać, że nagle zacznie traktować
siebie dość serio, na ekranie i poza nim. Ale on – i dobrze!
- pozostał biznesmenem z duszy, serca i rozumu. Po powadze „Chak
De India!” zaserwował nam frywolność „Om Shanti Om.” Jego
drugi projekt z Farah Khan był mocnym oświadczeniem,
„Jesteśmy właśnie tacy, kochaj nas albo rzuć!” Rezultat?
Film staranował utrzymujący się od roku rekord otwarcia
„Dhoom2” i utrzymał się na tej pozycji przez blisko rok,
zanim „Singh Is Kinng” Akshaya Kumara nie ustanowił nowego.
Jednakże to, co Shah Rukh osiągał film po filmie, to
kumulowanie niewyobrażalnych wyników box-office, których nie
dało się nie zauważyć. Jego „Om Shanti Om” pokonał barierę
80 crore rupii, wyczyn, powtórzony przez jego następną
premierę, „Rab Ne Bana Di Jodi.”
Nie każdy odważyłby się przez połowę czasu trwania filmu
nosić wąsy, komplet – luźna koszula i spodnie i grube
okulary, czy ośmieliłby się przyjąć sposób podawania
dialogów, grożący podpadnięciem w śmieszność, czy budzenie
irytacji. Niewielu także z tak wielką pewnością siebie
zaadaptowałoby cały język ciała typowego frajera. Shah Rukh
zrobił to wszystko w „Rab Ne Bana Di Jodi”i doprowadził do
przełamania rekordu otwarcia „Singh Is Kinng.”
Jednak wkrótce po premierze filmu, wziął on sobie mini
przerwę. Wielu myślało, że po kilku eksperymentalnych
filmach szykuje teraz kolejną „masalę.” Zamiast tego,
wybierając swój następny film, „My Name Is Khan,” zdecydował
się na zejście z utartych ścieżek. Mężczyzna naznaczony jako
terrorysta, który cierpi na syndrom Aspargera, nie umie
wyrazić swych uczuć w konwencjonalny sposób, który nie
śpiewa i nie tańczy wokół drzew, a jego zasadniczo samotna
podróż obywa się bez damskiego towarzystwa przez większą
część filmu – to raczej trudno nazwać przepisem na
blockbuster, jakiego można by się spodziewać po wiodącym
supergwiazdorze, zawsze deklarującym, że jest po to, bo
dawać rozrywkę.
Ale film okazał się blockbusterem, z kilkoma zadziwiająco
wysokimi cyframi przychodów ze sprzedaży i teraz już
usadowił się mocno w pierwszej dziesiątce najbardziej
dochodowych filmów wszechczasów. Jego publicznością docelową
była społeczność międzynarodowa, i – zgodnie z oczekiwaniami
- poradził się świetnie na rynkach zagranicznych. W Indiach
przeznaczony był dla wyrobionej publiczności i w tym
kontekście sprzedał się znacznie lepiej, niż można by
spodziewać się po tego rodzaju filmie. Co ciekawe, jego
twórca, Karan Johar, sam sobie musiał dać zgodę na kręcenie,
bo jego „Kurbaan,” o wiele bardziej konwencjonalny, ale
poruszający podobny problem, przepadł kilka miesięcy
wcześniej w box-office. W tym kontekście sukces „My Name Is
Khan” jest ogromnym wyczynem, który po raz kolejny umocnił
kasową potęgę filmów Shah Rukha Khana.
Tłumaczenie: Mowilka
© Tekst chroniony prawem autorskim.
Wykorzystanie i publikacja w całości lub we fragmentach jedynie za zgodą serwisu.
Więcej informacji w dziale "strona"
|